Takie krótkie streszczenie. :)

Co byś zrobiła gdybyś dostała propozycję zagrania w SMS w Sosnowcu i zamieszkania 400 km od swojego domu, razem z Łukaszem i Agnieszką Żygadło? Zgodziłabyś się opuścić swoją rodzinę, przyjaciółkę, chłopaka? Paulina podejmuje decyzję. Opuszcza swój dom rodzinny, by szkolić się na siatkarkę. Jest rozgrywającą. Praktycznie wszystkie zawodniczki z innych klubów ją lubią. Uwielbia zawierać nowe znajomości. Wydaje się, że przez pewien czas, ma idealne życie tu, w Sosnowcu. Jednak później ono się psuje. Czy Paulina będzie szczęśliwa? A może jej szczęście ograniczy się tylko do postępów w siatkówce? Przekonacie się same!
Serdecznie zapraszam do czytania opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba.

czwartek, 14 sierpnia 2014

95. + 96. :)

- Dziękuję za to, że pomogłaś Adze. – powiedział.
- Nie ma za co. – uśmiechnęłam się nikle.
- Jesteś na mnie zła? – zapytał.
- Ile to już wiesz? Jak długo wiesz, że jestem Twoją córką?
- Około 2 lata. – westchnął.
- Czemu mi nie powiedziałeś? – zapytałam i spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
- Nie mogłem, Twoja mama powiedziała, że musi to ona zrobić i, że masz się odemnie tego nie dowiedzieć. Ja miałem tylko powiedzieć Agnieszce. – spojrzał mi w oczy i złapał za ramiona. – Paulina, naprawdę, chciałem. Gdy się dowiedziałem, że mam córkę, zacząłem szaleć ze szczęścia. Zawsze chciałem mieć córeczkę, wiesz, jakie zdanie miała Aga. Jest modelką więc nie chciała mieć dziecka. Gdy się potem dowiedziałem, bo ja pomagam wybierać Sms-owi dziewczyny. Oni mówią, żebym zobaczył na tą i tą, a ja jadę z nimi i pomagam im podjąć decyzję. Gdy tylko powiedzieli Twoje imię i nazwisko, duma mnie zaczęła rozpierać. Pomimo tego, że Cię nie znałem. Powiedziałem wszystko Zbyszkowi (trenerowi) jaka jest sytuacja, dlatego mieszkałaś u nas. Ja naprawdę chciałem Cię poznać. – powiedział i spojrzał na mnie. Przytuliłam się do niego. – Pokochałem Cię jak córkę. – wyznał. Tak naprawdę to on mi jakby zastępował tatę. Pomagał, przytulał, analizował ze mną mecze, chodził na moje mecze… - Bartek na Ciebie czeka. – uśmiechnął się i odsunął trochę od siebie. – Jak przemyślisz wszystko, to zadzwoń, przyjadę do Ciebie i pogadamy. Kiwnęłam głową i wsiadłam do samochodu.
- Hej Skarbie. – powiedział Bartek i pocałował mnie w policzek.
- Hej Misiek. – uśmiechnęłam się lekko.
- Jak z nią? – zapytał i włączył się w ruch uliczny.
- Dobrze, myślę, że jej trochę pomogłam, gadałyśmy jak dawniej, wstała normalnie i zjadła. Teraz będzie coraz lepiej. – uśmiechnęłam się.
- Jestem niesamowita. – osparł a ja się zaśmiałam.
- Niesamowita to za dużo powiedziane, ale genialna to czemu nie. – przeczesałam teatralnie włosy.
- Czyli mam się rozumieć, że z Ziomkiem też sobie wyjaśniliście trochę? – zapytał z nadzieją.
- Trochę tak. Wiem jakie jest jego zdanie na ten temat. Mam przemyśleć i dać mu znać.
- A co jak na razie o tym myślisz? – zapytał
- Chyba on nie jest niczemu winny. Mama mu zabroniła mi mówić, bo chciała to zrobić sama. A zbliżał się do mnie, trzeba przyznać, że w niektórych momentach zastępował mi tatę, którego tak bardzo mi brakuje. – westchnęłam, a on się lekko uśmiechnął.
- Mam zawrócić, żebyście mogli pogadać? – zapytał.
- Zadzwonię do niego jutro, przyjedzie. – uśmiechnęłam się.
- Czyli jedna sprawa z głowy? – zapytał.
- Można tak powiedzieć. – uśmiechnęłam się lekko.
Następnego dnia, zadzwoniłam do Ziomka. Zdziwił się, że tak wcześnie, ale powiedział, że przyjedzie za godzinę. Oceny wystawione, więc do szkoły chodzić nie trzeba. Potem do niego oddzwoniłam i zaproponowałam, że pojedziemy na lody i tam porozmawiamy. Zgodził się. Więc podjechał po mnie i poszliśmy na pieszo na lody. Szliśmy i rozmawialiśmy. Pytał jak mi się grało na turnieju. Opowiedziałam mu. Powiedziałam też, że zawaliłam tą zagrywką. Powiedział, że oglądał ten mecz i że był w moim wykonaniu bardzo dobry.
- Tylko strasznie mało środkiem grałaś i prawie wcale nie kiwałaś. Mogłaś w jednym secie zagrać dużo środkiem, to wtedy w następnym ustawiałyby się na środku i skakali w ciemno, to Ty wtedy kiwka, albo na pojedynczy po skrzydłach. – dopowiedział.
- Tylko nasze środkowe z atakiem sobie nie za dobrze radzą, często są blokowane.
- To nic, zablokują je, ale w następnym secie i tak masz na pojedynczym skrzydła, bo będą czekać na środku. Jak się zorientują, że nie grasz środkiem, to będą w ciemno do skrzydeł, do najwięcej punktujących zawodników, wtedy dajesz znowu środek. Będą potem masakrycznie zdenerwowane. Nic tak nie denerwuje środkowych jak bawienie się nimi. – zaśmiał się.
- Wiesz to ze swojego doświadczenia? – poruszłam brwiami.
- Uwielbiam się tak bawić z naszymi środkowymi. Karol i Andrzej to po prostu ich szlak trafia na fragmentach.
- Zapamiętam sobie, dziękuję za podpowiedz. – przytuliłam go.
Zamówiliśmy lody i siedliśmy przy stoliku.
- Dobra to ja zacznę. – powiedziałam, a on się uśmiechnął. – Dziękuję.
- Za co? – zapytał zdziowny.
- Trafiło do mnie to, że tak naprawdę, to od początku naszej znajomości, zastąpywałeś mi tatę. Analizujesz ze mną każdy mecz, podpowiadasz. Nawet nie o mecze chodzi, ale nawet pomagasz mi wychodzić z dołka. – uśmiechnąłam się. – Dziękuję za to. Nie mam do Ciebie urazy, że nie powiedziałeś mi o tym. Było to dla mojego dobra, zrozumiałam. – powiedziałam.
- Mogę coś powiedzieć? – zapytał.
- Jasne.
- Mam śliczną i bardzo mądrą córkę. – uśmiechnął się a ja za nim. – Nie oczekuję od Ciebie, żebyś mówiła na mnie tata, wystarczy, żeby było tak, jak było do tej pory. – uśmiechnął się. Kiwnęłam głową i przesiadłam się obok niego. Przytuliłam się do niego mocno.
- Dziękuję bardzo.
- Nie masz za co. – opowiedział szybko. – To ja mogę dziękować Tobię, że nie masz mi tego za złe.
Miesiąc później. Chłopaki dostali się z 2 miejsca w grupie do ćwierćfinału. Stare Jabłonki. Turniej dziewczyn mojego rocznika. Mariusz Prudel i Grzegorz Fijałek muszą wybrać dwie najlepsze dziewczyny, mogą być z innych drużyn i ta para ma zagrać przeciwko im. Oni mają oglądać cały turniej. Gram z Asią. Właśnie wygrałyśmy trzeci mecz w grupie i wychodzimy z niej z 1 miejsca.
- Dobry mecz. – powiedziałam gdy siadłyśmy na krzesełkach. – Zwijamy się, bo następni wchodzą. – wstałyśmy i szłyśmy dalej, wymieniając się uwagami.
- Jak masz taką piłe, że możesz bić, masz blok i jesteś pewna to bij. Jak nie jesteś pewna, spróbuj w ostatnim momencie wstrzymać rękę. Maskujesz to, zamach, do petardy – na ugiętych rękach, na poziomie barków, żeby nie zrobić z siebie idiotki, pokazałam jej. - i w ostatnim momencie leciutko za siateczkę. – powiedziałam.
- Spróbuję. – uśmiechnęła się. – Jak krzyknę „jest” to gramy połówkę do ciasnego.
- Tylko, żebyś za późno nie krzyknęła. – powiedziałam. – Po moim przyjęciu, od razu widzisz jak leci, krzyczysz jest i wiem, że to połówka.
- Oki. – przybiłyśmy sobię piątki. Naglę ktoś popukał mnie palcem w ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam Grzegorza Fijałka, a za nim stojącego Mariusz Prudla.
- Hej. – uśmiechnął się ten pierwszy.
- Yy hej. – no tak, Paulinkę zatkało.
- Grzesiek. – wyciągnął do mnie rękę.
- Paulina.
- Mariusz – powiedział ten drugi.
- Asia. – uśmiechnęła się moja towarzyszka. Podali sobie ręce.
- Dobrze gracie. – uśmiechnął się Grzesiek.
- Dziękujemy, staramy się.
- Gracie gdzieś? Jakiś klub? – zapytał Mariusz.
- Halówka. Ja sypie, Aśka przyjęcie. – powiedziałam.
- Sypiesz? – zdziwił się.
- No tak. – uśmiechnęłam się.
- To czemu tak skaczesz i tak lejesz? – zapytał Grzesiek. Wzruszyłam ramionami.
- Tak jakoś. – wyszczerzyłam się.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a potem ich zawołano.
- Ale Cię wychwalili. – zaśmiała się Asia.
- E tam. Mówili, że dobrze graMY. – podkreśliłam końcówkę.
- Jasne, jasne. – puściła mi oczko i pociągnęła na trybuny.
- Gratulację. – powiedział.
- A dziękuję. – nastawiłam policzek, a zaraz na nim były jego usta.
Tak wygrałyśmy ten turniej. Tak jesteśmy genialne. Właśnie w tym momencie Mariusz i Grzesiek wybierają dwie zawodniczki.
- A może jednak zmienimy zasady? – zapytał, ten niższy.
- Czyli? – zapytał organizator.
- Ja wybiorę sobię jedną dziewczynę, Mariusz drugą i zagramy przeciwko sobie. – poruszał zabawnie brwiami.
- Zgoda. – powiedział organizator. – To proszę kogo wybieracie? – zapytał i nagle obydwoje na raz wskazali na mnie palcem. Każdy się zaśmiał. Organizator również. – Musicie się jakoś podzielić. – zaśmiał się. – Który odstępuje?
- Ja nie. Ona będzie grała ze mną. – powiedział Grzesiek.
- Chyba śnisz, że ja Ci ją odstąpie. – zaśmiał się złośliwie Mariusz.
- Chyba będziesz musiała Ty wybrać. – stwierdził pan organizator, te słowa skierował do mnie. Wzruszyłam ramionami.
- Jako, iż, gram pod siatką na bloku, tak też, wybieram pana… - tak lubię trzymać w niepewności. – panaaa… - zatrzymałam się znów.
- No mów żesz wreszcie. – niecierpliwił się Fijałek
- Pana Grzegorza Fijałka. Wielkie gratulacje! – Każdy się zaśmiał.
- Lamus. – te słowa skierował Grzesiek do Mariusza.
- To ja wybieram panią. – wkierował palca na Asię. – I tak wygramy. – zmrużył oczy, zmarszczył nos, a po chwili przybił piątkę z Asią.
- Jeszcze zobaczymy. – fuknął Grzesiek.
No więc po bardzo zaciętym boju, wygrała drużyna Grzegorza Fijałka. Gdy siedliśmy na swoich krzesełkach, zaczęliśmy rozmowę.
- Fajnie się z Tobą gra. – uśmiechnął się
- Z Tobą również. – odwzajemniłam uśmiech.
- Niedługo mają wprowadzić Mixy. Jak już to zrobią, to zajmuję Cię do pary. – uśmiechnął się. – Tylko mi się wpisz do telefonu, żebym wiedział, na jaki numer pisać. – jak powiedział tak zrobiłam.
- Powodzenia w następnych meczach. Wygrajcie wszystkie możliwe złota! – zaśmiałam się.
- Dzięki. – uśmiechnął się i się rozeszliśmy.

ROZDZIAŁ 96.

Podeszłam do Andrzeja.
- Wiesz, że teraz jedziemy do Torunia prawda? – zapytał.
- Tak. Najpierw do taty, muszę sobię z nim wyjaśnić parę spraw. – powiedziałam.
Po 2 godzinach drogi byliśmy na miejscu. Poprowadziłam Andrzeja pod dom mojego taty. Stanęliśmy przed drzwiami i zapukałam. Drzwi się otworzyła, a przedemną stanął facet o wzroście nie wiele mniej niż 2 metry. Tak to miej więcej po nim mam to 183cm. Zdziwił się bardzo widząc mnie, a jeszcze bardziej widząc Andrzeja obok mnie.
- Hej, tato. – uśmiechnęłam się lekko.
- Hej, wejdź. – powiedział. – Kawy, herbaty? – zapytał po chwili.
- Nie dzięki, chcę tylko coś wyjaśnić. – weszliśmy do kuchni, siadłam na krześle.
- Słucham.
- Wiesz, że nie jestem Twoją córką, tak? – zapytałam.
- Wiem. – przytaknął.
- Od kiedy? – zapytałam.
- Kilka lat temu się dowiedziałem, wtedy gdy się z mamą rozstaliśmy.
- Wiedziałam. – zacisnęłam rękę w pięść. – I to właśnie dlatego się rozstaliście? – zapytałam.
- Tak. – kiwnął głową. – Nie chcieliśmy Ci jeszcze mówić, byłaś za mała, dlatego wersja, że znalazłem sobie inną, była bardziej rozsądna. – wzruszył ramionami.
- Nie kochasz mnie prawda? – zapytałam. – Dlatego nie interesowałeś się mną, po tym jak się rozstaliśmy? – zaczęłam płakać.
- Nie Paulina, to nie tak. – przytulił mnie. – Kocham i Ciebie i Twoją mamę, ale gdy Cię widzę, ona tak bardzo mi Cię przypomina, że cierpię jeszcze bardziej.
- To może lepiej będzie, jak nie będziesz moim tatą i tak nim nie byłeś dobre 10 lat. Niech się nic nie zmienia. Niech zostanie tak jak jest. Tęskniłam za Tobą, ale chyba będę musiała przestać. – westchnęłam i wyszłam, łapiąc wcześniej Andrzeja za rękę. Czemu z Andrzejem? Ma odpoczynek, a Bartek charuje w Spale. Pozatym nasze relacje są tak jak kiedyś, czysto przyjacielskie. Aż trudno pomyśleć.
- Jedna sprawa załatwiona. – wzruszyłam ramionami.
- No chodź tutaj. – przytulił mnie a potem odchylił się trochę i wytarł moje policzki. – Nie płacz, nie warto. Tylko wybacz mamie. Obiecaj. – powiedział.
- To nie takie łatwe. – westchnęłam i weszłam do samochodu. Zaraz był na miejscu kierowcy i włączył się w ruch uliczny.
- Chociaż spróbuj. – powiedział.
- Spróbuję. – westchnęłam. Chwilę później byliśmy na miejscu. Weszłam po schodach i zapukałam do drzwi. Otworzył mi Dawid. Przywitałam się z nim.
- Jest mama? – zapytałam.
- Nie, będzie za pół godziny.
- To w sumie i dobrze. – westchnęłam. – Od kiedy wiesz, że moim tatą nie jest Marcin.
- Mniej więcej 4 lata. Dowiedziałem się przypadkiem. – westchnął.
- Czemu mi nie powiedziałeś? – zapytałam.
- Nie mogłem, mama mi nie pozwoliła. – westchnął i podszedł do mnie zamykając w szczelnym uścisku. – Naprawdę chciałem, wiedziałem, że się dowiesz prędzej czy później, wiedziałem, że będziesz wtedy nie szczęsliwa, że będziesz czuła się niechciana, ale nie mogłem Ci powiedzieć, może gdybym ja to zrobil, przyjęłabyś to inaczej, ale ja nawet sam nie wiedziałem jak. Kilka razy chciałem, ale mama to zauważała i krzyczała na mnie. Przepraszam. – pocałował mnie w czubek głowy. – Musisz tylko wiedzieć, że jesteś moją małą siostrzyczką, kochaną rodzoną siostrzyczką i zawsze będziesz i zawsze byłaś. Kocham Cię bardzo mocno i zawsze będę przy Tobie. Strasznie się załamałem, gdy się nie odzywałaś cały miesiąc, gdy nie odbierałaś, nie odpisywałaś.
- Kocham Cię bardzo. Nie gniewam się na Ciebie. – powiedziałam. Dzisiaj wszystkim wybaczam. Eh. Nagle do mieszkanie weszła mama. Jej mi będzie trudno wybaczyć.
- Hej. – powiedziała i weszła do salonu, gdzie siedzieliśmy. – Paulina! Jejku nareszcie jesteś! – powiedziała i szybko była przy mnie, chcąc przytulić. Myślałam, że będę szczęśliwa gdy ja zobaczę. Ale ja poczułam jedynie ukucie w sercu. Odsunęłam się jednak od niej. – Proszę Cię, wybacz mi. – po jej policzku poleciała łza. Nawet ta łza mnie nie przekonała.
- Dlaczego? – zapytałam płacząc.
- To było naprawdę dla Twojego dobra.
- Dla mojego dobra, byłoby wtedy, gdybyś od razu mnie przekonywała w tym, że Marcin to nie mój tata. Kurde mama, nie widzisz że mnie krzywdzisz i krzywdziłaś tym? Nie dość, że mnie okłamywałaś, to jeszcze spowodowałaś to, że znienawidziłam tatę.
- Ja naprawdę chciałam stworzyć szczęśliwą rodzinę.
- Budującą się na kłamstwie? – zapytałam zdenerwowana. – Przecież prędzej czy później by się to wydało. Mamo, chciałaś całe życie okłamywać tatę, że jestem jego córką?
- Nie, toznaczy tak. Ale to nie jest tak jak myślisz.
- Dobra, nie chce mi się z Tobą gadać. Pa. – rzuciłam i wybiegłam, a za mną Andrzej.
- Paulina! – krzyczał za mną Andrzej. – Paulina do cholery jasnej! – krzyknął i złapał mnie za łokieć. – Miałaś spróbować jej wybaczyć. – spojrzał mi w oczy.
- Nic nie wiesz, nie wiesz co czuję! – krzyknęłam i weszłam do samochodu. On też wszedł.
- Paulina.. –westchnął.
- Zawieź mnie do domu, proszę. – powiedziałam łkając. Zawiózł mnie na posesję Żygadło, bo tam właśnie mieszkałam, razem z Ciocią pod nieobecność chłopaków, a może już tam zamieszkam? Nie wiem. Podziękowałam Andrzejowi i wpadłam do mieszkania. Rzuciłam jakieś tam „hej już jestem” do cioci i wbiegłam po schodach do swojego pokoju. To co, że jest 2 w nocy. Wybrałam numer do Bartka. Od razu odebrał.
- Halo?
- Hej. – powiedziałam łamiącym się głosem.
- Co się stało? Skarbie.
- Byłam tam. Z Tatą było ok, z Dawidem też, ale mama – urwałam. – Myślałam, że jak ją zobaczę to ta złość minie, a wręcz przeciwnie, gdy ją zobaczyłam to poczułam jak bardzo jej nienawidzę, za to co mi zrobiła. Powiedziała mi, że chciała zbudować szczęśliwą rodzinę. Szczęśliwą rodzinę, okłamując tatę i nas, że jestem jego córką? Że go nie zdradzła i wszystko cacy?
- Paulina. – zaczął ale ja nadal mówiłam.
- I jeszcze okłamała, że to tata nas zostawił, żę przez niego nie jesteśmy wszyscy razem
- Paulinko.. – wtedy urwałam i zaczęłam płakać. – Proszę Cię nie płacz, bo spakuję się i lecę do Ciebie..
- Nie nigdzie nie lecisz. Przepraszam nie potrzebnie Ci zawracam głowę. – powiedziałam nieprzyjemnie.
- Paulina, wiesz, że nie zawracasz mi głowy, proszę Cię tylko nie płacz, bo mnie serce boli, gdy słyszę Cię w takim stanie i nie mogę Cię przytulić. Proszę tylko nie rób nic głupiego. Za tydzień się widzimy, lecisz z Agą do nas do Włoch.
- Dziękuję. – westchnęłam.
- Kocham Cię, jest u was 2 w nocy, idź spać. Proszę.
- Dobrze, dziękuję, dobranoc. Powodzenia jutro. Kocham Cię. – powiedziałam głośniejszym szeptem.
- Ja Ciebie też. Dobranoc. – powiedział i się rozłączył.
Jutro grają ćwierćfinały, jak wygrają ten mecz, to wychodzą z pierwszego miejsca. Muszą wygrać. Z taką myślą usnęłam. W ubraniu, w makijażu, rozmazanym.. Nastpnego dnia wstałam o 15. Poszłam do łazienki, ogarnęłam się i zeszłam na dół.
- Rybko. – podbiegła do mnie ciocia. – Co się wczoraj stało? Rozmawiałaś z Bartkiem, nie chciałam Ci przeszkadzać, potem jak weszłam to już spałaś.. – Opowiedziałam jej wszystko nie oszczędzając łez. O 19 siadłyśmy przed telewizor oglądać najpierw studio przed meczowe, a potem sam mecz. Wygraliśmy to! Byłam mega szczęśliwa, tym bardziej, że Bartek pokazał się z super strony. Ziomek zresztą też! Szybkie 3:0 i wychodzimy do półfinałów z 1 miejsca z grupy A.
- Oglądamy jeszcze wywiady? – zapytałam cioci.
- Jasne. – powiedziała i się uśmiechnęła. Najpierw wypowiadał się Andrzej. Potem Mariusz Wlazły. – O patrz teraz Bartek. – uśmiechnęła się, a ja razem z nią.
- Genialny mecz. – powiedział dziennikarz.
- Dziękuję. Myślę, że zagrałem dobrze, ale jeszcze nie na moim najwyższym poziomie. – uśmiechnął się.
- Jak Ci się grało?
- Mam tak, że we Włoszech mi się zawsze dobrze gra. Taki klimat. Jedyne co, to trener reprezentacji Włoch zostawia wiele do życzenia. Ale przyzwyczailiśmy się do tego i myślę, że już jego zachowanie nie sprawia takiego kłopotu.
- Jeszcze jedno pytanie, komuś dedykujesz ten mecz?
- Tak. – uśmiechnął się do kamery. – Chcę zadedykować go mojej dziewczynie, nie ma mnie przy niej gdy tego potrzebuje, nie ma mnie przy niej, gdy tego chce, nie ma mnie przy niej gdy ja tego chcę, wiem, że nie muszę przepraszać jej za to, bo ona rozumie mnie jak nikt inny, ale chciaż zadedykuję jej ten mecz. Nie długo ja zobaczę i już nie mogę się doczekać. – uśmiechnął się, a ja poczułam taką łzę szczęścia na moim policzku i również się uśmiechnęłam.
- I Widzowie mogą teraz zobaczyć, jak bardzo trzeba poświęcić się dla siatkówki. – uśmiechnął się dziennikarz. – Dziękuję bardzo Bartek za wywiad.
- Nie ma za co.
Gdy znów pokazało się studio, spojrzałam na ciocię, a ciocia na mnie.
- Normalnie skarb, a nie chłopak. – uśmiechnęła się.
- No nie? – zaśmiałam się. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Bartka. Odebrałam i wyszłam przed dom. Siadłam na schodkach.
- Halo? – uśmiechnęłam się do słuchawki.
- Hej skarbie, jak się czujesz? – zapytał.
- Już dobrze, dziękuję, że mnie w nocy wysłuchałeś. No i dziękuję za tą dedykację. Kocham Cię bardzo mocno. – powiedziałam.
- Tylko mi tam nie płacz. – powiedział stanowczo. – Bo już widzę, jak się rozklejasz. – zaśmiał się.
- Głupek. – skwitowałam.
- Też Cię kocham. – powiedział.
- Wiem.
- Widzę Cię za 5 dni we Włoszech. – powiedział.
- Na półfinały. – uśmiechnęłam się do telefonu. – Wygrane, a potem już tylko 1 miejsce. – dodałam, a on się zaśmiał.
- Wejdź do domu mała i idź się myć.
- Skąd wiesz, że nie ma mnie w domu? – zdziwiłam się.
- Znam Cię, pewnie siedzisz na schodkach przed domem.
- Jasnowidz. – skwitowałam. – Dobra idę zjeść i się umyć a potem spać.
- To leć to zrobić, ja lecę się przebierać i wziąć prysznic. Do usłyszenia. – powiedział.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. – Rozłączył się. Weszłam do środka.
- Spać! – poklaskała w ręce ciocia.
- A ja miałam taką cichą nadzieję, że pomalujesz mi paznokcie… - zaczęłam.
- Nie spać! Zwiedzać!
- Zapierdalać! – dokończyłam, a ciocia spojrzała się na mnie gniewnym wzrokiem. – Sorciaa.- zrobiłam smutną minkę.
- Żeby mi to było ostatni raz. – pogroziła mi palcem.
- Wiadomo. – uśmiechnęłam się.
Wieczór spędziłyśmy bardzo miło. Pomalował mi paznokcie, a ja jej. Pozwoliła mi zapomnieć o zmartwieniach, bo ciągle się śmiałyśmy, albo wygłupiałyśmy. Nagle rozdzwonił się jej telefon.
- To Łukasz. – uśmiechnęła się. – Odbiorę.
- Jasne. – przytaknęłam. Poszła do kuchni. Gadali trochę długo i nie zabardzo słyszałam o co, a nie chciałam podsłuchiwać. Wiem, żę między nimi jest trochę napięta sytuacja teraz, i chcę by się to zmieniło, bo tak naprawdę ja się do tego przyczyniło. Dlatego jak usłyszałam kawałek ich rozmowy to mój dzisiejszy humor jeszcze bardziej się poprawił.
- Też Cię kocham Łukasz.
- …
- Tak, wybaczę Ci.
- …
-  Już Ci ją daję. – powiedziała i weszła do pokoju. – Łukasz chce z Tobą rozmawiać. – uśmiechnęła się do mnie.
- Pogodziliście się? – zapytałam radośnie na wstepie.
- Tak. – powiedział, wiedziałam, że właśnie teraz się szeroko uśmiecha.
- To kiper mega zajefajnie! – krzyknęłam i przytuliłam ciocię, która się śmiała.
- Jak tam u Ciebie Paula? – zapytał z troską.
- Dobrze. – przytaknęłam.
- Na pewno? – zapytał podejrzliwie. – Wczoraj Bartek się bardzo o Ciebie martwił i chciał już wsiadać w samolot i lecieć do Ciebie..
- Wczoraj nie było za kolorowo, dzisiaj już lepiej. Byłam w Toruniu, po prostu myślałam, że jak zobaczę mamę, to jej wybaczę, ale poczułam wtedy jeszcze większą złość do niej.
- Nie wybaczyłaś? – zapytał.
- Nie. Przepraszam, wiem, że wszyscy oczekujecie odemnie tego, żebym jej wybaczyła, ale ja nie potrafię
- My tego od Ciebie nie oczekujemy. Po prostu, chcemy, żebyś była szczęśliwa, a rodzice są do szczęścia nieziemsko potrzebni.
- Wiem, ale ja nie mogę. – poczułam na policzku łzę.
- Paula, nie płacz. – powiedział. – Przepraszam, nie będę naciskać.
- Kolejny jasnowidz, kurde. – westchnęłam, a on się zaśmiał.
- Tęsknię za Tobą. – uśmiechnęłam się na te słowa. Nigdy ich nie usłyszałam od taty.
- Ja za Tobą też.
- Czekam tylko, aż przylecicie. I nie mogę się doczekać. – zaśmiał się a ja razem z nim. – Jeszcze jedno pytanie, z Tatą i bratem sobie wszystko wyjaśniłaś? – zapytał.
- Tak. Z Tatą nie będę utrzymywała kontaktów, tak jak do tej pory, a z Dawidem będzie wszystko po staremu. – uśmiechnęłam się. – Kończę, bo maluję cioci paznokcie i nie mogą za bardzo wyschnąć, bo ozdoby przyczepiam.
- Dobrze. – powiedział wesoło. – Dozobaczenia.
- Dozobaczenia. – uśmiechnęłam się do telefonu i się rozłączyłam.
-------------------------------------------------
Jeżeli są jakieś błędy to przepraszam, ale nie sprawdzałam :)
Czuję się trochę źle z tym, że nie dodaję rozdziałów systematycznie, bo jak zakładałam tego bloga, to już czytałam kilka i wiedziałam jak to jest jak widzisz rozdział na danym blogu dwa razy w miesiącu, albo co tydzień. Chciałam dodawać jak najczęściej, a w wakacje chciałam dodawać codziennie, jednak mi to nie wyszło i oprócz wyjazdów które miałam, to teraz gdy jestem w domu, nie mam nic na usprawiedliwienie. :(
A tak zmieniając temat, dopiero dzisiaj zauważyłam, że w nazwie mojego bloga, brakuje literki "a" przy nasza :D Mądra Paulina! xd
Pozdrawiam i do następnego! 

niedziela, 10 sierpnia 2014

94. Jak Ciocia?

- Igła, błagam nie strasz. – wrzasnęłam a on uwiesił się mi na szyi. – Co się stalo, że przyjechałeś? – zapytałam
- Jesteś w strasznym stanie! – obejrzał mnie od góry do dołu. – Idziemy Ci umyć buzie, bo jest cała w tuszu. – przeraził się.
- Igła błagam. – westchnęłam. – Ta królewna Ci o wszystkim powiedziała? – zapytałam.
- Musiałem, bo potrzebujesz porozmawiać z przyjacielem, mi się pozwalasz tylko przytulać. – powiedział. Spojrzałam na niego spod byka.
- No już już, idziemy do łazienki. – powiedział Igła i mnie tam zaprowadził. – Buźka nad zlew, nachyl się, raz dwa!
- Igła – westchnęłam.
- Nachylaj się, nie masz nic do gadania! – powiedział, no cóż, dobra, zrobiłam tak jak mi kazał. Najpierw ochlapał mnie wodą, potem zawiązał ręcznik na szyi. – Buźka do mnie, raz dwa. – powiedział. Stanęłam prosto. – Zamknij oczka. – powiedział, nalewając sobie płynu do mycia buzi na rękę. Westchnęłam i zamknęłam oczy. Zaczął myć mi twarz, a ja zaczęłam się śmiać.
- Dobra dość! – krzyknęłam już rozbawiona i już sama zmyłam płyn z twarzy, a potem wytarłam ją ręcznikiem. Odłożyłam ręcznik i mocno przytuliłam Igłę. – Dziękuję.
- Nie ma za co jeszcze. – wyszczerzył się. – Idziemy coś zjeść, raz dwa! – złapał mnie za rękę i wyprowadził z pomieszczenia. Wprowadził zato do kuchni. Usadził mnie na krześle przy barku. Wyjął małe pomidorki z lodówki.
- Otwórz buzię. – wyszczerzył się i wziął jednego pomidorka do ręki. Odsunął się kilka kroków. – Nooo..!
- Już. – jęknęłam i otworzyłam usta. Wziął pomidorka i rzucił mi do buzi. – Jaki ty masz cel! – krzyknęłam niedowierzając.
- Igła najlepszy. – zaczął się szczerzyć i trafił jeszcze jednym pomidorkiem.
- Teraz ja! Teraz ja! – powiedziałam i wyciągnęłam rękę by dał mi pomidorki. Opakowanie już leżało przedemną, a on odsunął się kilka kroków w tył. Otworzył buzie. Wzięłam pomidorka koktajlowego w dwa palce, namierzyłam przymykając jedno oko i rzuciłam. Niestety zamiast do jego buzi, pomidorek trafił w jego oko. Zaczął się śmiać, a ja z nim.
- Przepraszaam! –krzyknęłam i zatkałam sobie ręką buzię.
- Nie ma za co! Jeszcze raz! – powiedział. Tym razem trafiłam w jego nos. – Już blisko! – roześmiał się i otworzył buzię jeszcze raz. Trafiłam!!! Zaczęłam taniec szczęścia. Wszystko to  z boku obserwował Bartek i śmiał się z nas.
- Igłaaa – zaśmiałam się
- Co tam? – zapytał
- Jesteś najzajebistszy. – przytuliłam go.
- W każdym elemencie nie? – zapytał
- Zawsze i wszędzie. – dałam mu buziaka w policzek.
- Dobra, a teraz czas na poważną rozmowę. – powiedział marszcząc brwi.
- No dobra. – uniosłam ręcę w górę.
- Co to? – krzyknął i wskazał na moją kość biodrową, czy co to tam jest. To takie pod pępkiem, po prawej i lewej stronie brzucha co tak fajnie wystaje. Odsłoniła ją bluzka, gdy podniosłam ręce do góry.
- No kość. – powiedziałam.
- Ale czemu taka posiniaczona? – zapytał zdziwiony.
- Bo jak się rzucam, to tak się dzieję. – wzruszyłam ramionami.
- Dobry przyjmujący się nie rzuca, dobry przyjmujący
- Się dobrze ustawia. – dokończyłam. – Tak tak wiem wiem, ja jednak się rzucam. – wyszczerzyłam się.
- Dobra siadaj. – złapał mnie za rękę i usadził na kanapię. – Bartek, macie jakąś czekoladę w domu? – zapytał.
- Tak mamy
- Nie? Jaka szkoda! Ale to nic, przejdziesz się do sklepu! – wyszczerzył się Igła.
- Było od razu powiedzieć, żebym sobie poszedł. – fuknął Bartek i wyszedł.
- Więc słucham. – zachęcał mnie Igła.
Opowiedziałam mu wszystko, bo mu ufam jak nikomu innemu. Pozatym, przyjechał z samego Rzeszowa, po to, by mnie pocieszyć i spróbować pomóc.
- Musisz wiedzieć, że mama Cię bardzo kocha. – powiedział po skończonym moim monologu. – To jest pewne, jest Twoją mamą, zawsze była i zawsze będzie. To, że Ci nie powiedziała, to nic nie znaczy. Uważała pewnie, że będzie tak dla Ciebie lepiej. Gdybyś wtedy się dowiedziała od niej, pewnie postąpiłabyś podobnie jak teraz, prawda?
- Chyba tak. – westchnęłam.
- Więc nie masz się co dziwić, próbowała tego zapobiec, pozatym mogło jej się wydawać, że możesz w takiej sytuacji zrobić coś głupiego, że jesteś za młoda, żeby usłyszeć tą prawdę.
- Może masz rację, ale ja jej nie wybaczę. Nie po tym, co zrobiła. Każdy wiedział, nawet Dawid.
- Po pewnym czasie, spojrzysz na to świeżym okiem, gdy ochłoniesz, może wyjdziesz wtedy z innego założenia.
- Życie jest do dupy. – westchnęłam
- Życie jest piękne, tylko trzeba o nie walczyć, wracając z tarczą a nie na tarczy. – uśmiechnął się.
- Jaki poeta. – uśmiechnęłam się.
- Wiadomo, majstersztyk. – przytulił mnie do siebie mocno.
- Brakuje mi Zuzi. – westchnęłam. – Ona zawsze mi w takich momentach pomagała…
- Mniej więcej wiem jak to jest. – uśmiechnął się lekko. – Gdy straciłem Arka, było mi bardzo źle, przez pewien czas, nie wychodziłem z domu. Potem jednak stwierdziłem, że tak naprawdę, on jest cały czas obok, tylko go nie widzę. Możesz wyjść z założenia, że zawsze obok Ciebie będzie ta stara, kochana Zuzia. Ta przyjaciółka w której zawsze miałaś poparcie. Ostatnio przeglądałem moje zbiory i stwierdziłem, że prawie cały jeden album jest zapełniony zdjęciami robionymi przez Arka. To jest jedna z najcenniejszych pamiątek, która została mi po nim. Zuzia wprawdzie jest na świecie, żyje, nie tak jak mój przyjaciel, ale zawsze możesz wracać do tych zdjęć, one zawsze będą dla Ciebie ważne, najcenniejsze. Tam są uwiecznione chwile z waszego idealnego wspólnego życia. Mimo tego, że zrobiła Ci taką krzywdę, to i tak na pewno będzie dla Ciebie kimś praktycznie najważniejszym. – po jego policzku poleciała łza. – Przepraszam, wzruszyłem się.
- Nie ma za co. – uśmiechnęłam się lekko. – Dziękuję Ci bardzo. Wiesz.. Chcesz to możemy pojechać na grób Arka. Ostrołęka jest stąd nie daleko, a zawsze chciałam zostawić znicz, nie miałam jednak jak i kiedy.
- Naprawdę chciałabyś? – zapytał.
- Jasne, możemy nawet teraz. – uniosłam kąciki ust ku górze. Wstałam. – idziemy?
- Tylko zadzwoń najpierw do Bartka. Będzie się martwił.
- Zaraz pewnie wróci. Ale dobra, zadzwonię. – zadzwoniłam do niego, oczywiście się wtrynił i stwierdził, że jedzie z nami. Wyszliśmy na zewnątrz i zobaczyłam Bartka siedzącego na ławce. Uśmiechnęłam się do niego i go przytuliłam.
- Kocham Cię. – powiedziałam i go pocałowałam. Odwzajemnij pocałunek.
- Nie wiem jak Ty to zrobiłeś, ale jesteś genialny. – powiedział do Igły i przybili sztamę.
- Igła jest najgenialniejszy na świecie, zdecydowanie. – wzruszyłam ramionami i go przytuliłam trzymając jednak w ręku rękę Bartka.
Dwa dni później.
Dowiedziałam się właśnie o tym że Ciocia jest w bardzo złym stanie. Bartek mi dopiero teraz to powiedział. No dziękuję, że łaskawie w ogóle mu się przypomniało… Stoję przed drzwiami i zastanawiam się czy wchodzić. Nie otworzyłam jednak drzwi, zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzył mi Ziomek.
- Jak Ciocia? – zapytałam i weszłam od razu do domu.
- Nie najlepiej. – powiedział. Weszłam do sypialni. Ciocia leżała, była nieobecna.
- Ciociu. – podeszłam do niej, położyłam koło niej i przytuliłam ją. – Przepraszam, to moja wina. – westchnęłam i po moim policzku poleciała łza.
- Nie płacz, nie prawda. Nie Twoja. – spojrzała na mnie. – Już mi trochę lepiej, muszę się oswoić z tą myślą, że poroniłam. – ostatnie słowo powiedziała trochę ciszej. Przytuliłam ją mocno. Leżałam z nią jakieś półtora godziny. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, omijając temat dzieci. Później wstałyśmy, stwierdzając, że musimy coś zjeść. Weszłyśmy do kuchni, gdzie urzędował Wujek… wujek? Czy może tata? Tfu nie! Ziomek, o tak najlepiej. Gdy zobaczył, że ciocia też przyszła szeroko się uśmiechnął.
- Kochanie, co sobie życzysz do jedzenia? – zapytał całując ją w czoło.
- Możesz zrobić tosty. – uśmiechnęła się lekko.
- To ja lecę, pa – wstałam, przytuliłam ciocię i wyszłam. Stanęłam, wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer Bartka. Trening ma na 13 jest 10 więc chyba da radę po mnie przyjechać. Tak też powiedział. Gdy czekałam, nagle ktoś wyszedł z domu. Stanął koło mnie. 

piątek, 8 sierpnia 2014

93. Słońce, co się stało?

- Poparzyłaś się? – zapytał.
- Nie. – powiedziałam tempo wpatrując się w ścianę.
- A co się stało? – zapytała ciocia. Dobrze wiedzieli, że musiałam to słyszeć. Spojrzałam tylko na nich ze łzami w oczach, wybiegłam na przedpokój, założyłam buty, złapałam kurtkę i torbę i wybiegłam z domu. Szłam przed siebie, nie zważając na to, gdzie i po co.

PERPSEKTYWA ZIOMKA.

Wyszła. A raczej wybiegła.
- Możesz mi to wytłumaczyć? – krzyknęła na mnie Aga.
- Jasne. 18 lat temu. Miałem 18 lat, byłem na imprezie. Była tam mama Pauliny. Wypiliśmy za dużo i się stało. Tyle w tym temacie. – westchnąłem.
- Jak długo wiesz, że to Twoja córka? – zapytała.
- 2 lata.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz? – wkurzona była, nie powiem.
- Przepraszam Cię, naprawdę chciałem Ci powiedzieć, ale nie wiedziałem jak..
- Nie wiedziałeś jak? – krzyknęła. – Jestem Twoją żoną, powinnam o wszystkim wiedzieć! – krzyczała nadal, a nagle złapała się za brzuch i upadła na ziemie.
- Aga!! Aga co jest? – uklęknąłem.
- Boli, Łukasz, Boli! – piszczała. Od razu zadzwoniłem na pogotowie.
- Paula, co Ty tam tak długo robisz? – zszedł na dół Bartek. Gdy spojrzał na nas, stanął zdezorientowany.
- Później Ci to powiem. Możesz iść poszukać Pauliny, wybiegła gdzieś, ja muszę się zająć Agą. – powiedziałem nerwowo. Tak też zrobił. Gdy wyszedł, 2 minuty potem przyjechało pogotowie. Zabrało ją, a ja musiałem pojechać swoim samochodem. Gdy została zawieziona na jakąś salę, stanąłem w bezruchu, bo nie mogłem wejść dalej. Może 10 minut później wyjechali znów, wieziąc ją na łóżku.
- Co z nią? – zerwałem się na równe nogi.
- A pan jest kim?
- Mężem. – odpowiedziałem szybko.
- Będziemy operować, muszę przyznać, że będzie trudno uratować dziecko. – pozostawił mnie w osłupieniu. Jak to? Przecież nie możemy przezemnie stracić naszego dziecka..

PERSPEKTYWA BARTKA.

Znalazłem ją. Szła ulicą, cała zapłakana. Zatrzymałem się pare metrów dalej i od razu wysiadłem z samochodu. Podszedłem do niej i momentalnie znalazła się w moich ramionach. Bardzo płakała. Nie wiedziałem co się stało. Zaprowadziłem ją do samochodu i zawiozłem do siebie. Siadła na kanapie, przygotowałem jej kakao i przyszedłem do niej. Siadłem obok i mocno objąłem.
- Słońce, co się stało? – zapytałem, lecz wtedy jeszcze bardziej się we mnie wtuliła i zaczęła jeszcze bardziej płakać. – Nie płacz już, przepraszam, nie będę naciskać, jak będziesz chciała to powiesz. – szepnąłem jej i pocałowałem ją w czoło.
- Kocham Cię. – powiedziała tak, że ledwo ją usłyszałem. Uśmiechnąłem się lekko.
- Ja Ciebie mocniej. – szepnąłem. Chwilę później spała, mimo wczesnej pory, bo przecież była dpiero 20. Chyba płacz ją tak wymęczył. Nie wiem co się stało, ale bardzo chciałbym się dowiedzieć. Przeniosłem ją do sypialni, poszedłem się umyć. Gdy już to zrobiłem, położyłem się koło niej, przytuliłem i zasnąłem. Obudziłem się i spojrzałem na zegarek. 8:30. Paulina jeszcze spała. Wyślizgnąłem się delikatnie z łóżka, tak by jej nie obudzić i poszedłem do kuchni. Zrobiłem nam kanapki i herbatę. Nagle do kuchni weszła już ubrana Paula, poszła na przedpokój i zaczęła ubierać buty.
- Ejejej. – powiedziałem i złapałem ją w pasie. Podniosłem do góry i posadziłem na blacie. – A gdzie się pani wybiera? – zapytałem.
- Muszę pojechać do Torunia. – powiedziała ze łzami w oczach.
- No już, nie płacz. – przytuliłem ją. – Powiesz mi co się stało?
- Zawieziesz mnie do Torunia? – zapytała.
- Zawiozę. – westchnąłem. – Ale najpierw zjedź i wypij herbatę. – powiedziałem. Siadła sobie na krześle i zaczęła jeść. Była strasznie nie obecna, chciałbym jej pomóc, ale nie mam jak, bo nie wiem o co chodzi i nie chce mi powiedzieć. Godzinę później wyjeżdżaliśmy do Torunia. Nie odzywała się całą drogę. Gdy wysiedliśmy od razu weszła do domu.
- Paulina? – zdziwiła się jej mama, gdy ją zobaczyła.
- Czy to prawda? – zapytała.
- Ale co? – zdziwiła się.
- Czy to prawda, że moim ojcem jest Łukasz? – krzyknęła. Zaraz, zaraz, jaki Łukasz. Jej tata ma na imię Marcin..
- Paulinko – podeszła do niej mama i chciała złapać ją za ręce. Ja nic nie rozumiałem.
- Nie Dotykaj mnie, zdradziłaś tatę o 6 lat młodszym mężczyzną? Na imprezie? Jak mogłaś! A zawsze mówiłaś, jaki to tata jest zły i nie dobry, bo znalazł sobie inną kobietę!
- Paulinko, to nie tak! Ja naprawdę..
- Czy tata o tym wie? – zapytała zdenerwowana.
- Tak, wie.
- Super kurwa. A Dawid? Dawid o tym wie? – zapytała.
- Paulina..
- Tak czy nie? – krzyknęła.
- Wie, ale..
- Nie ma żadnego ale, oszukiwaliście mnie wszyscy. Dziękuję bardzo, za taką rodzinę! – popłakała się i wybiegł z mieszkania. Spojrzałem na jej mamę. Spojrzała na mnie z płaczem w oczach. Nie wiele myśląc, wybiegłem za Paulą. Dogoniłem ją i złapałem za łokieć, gdy tylko ją odwróciłem do siebie, mocno się we mnie wtuliła.
- Już cicho, nie płacz. – szeptałem. Kurwa no muszę się dowiedzieć, o co tu chodzi. Jaki do cholery Łukasz? – Chodź, pojedziemy do domu. – zaprowadziłem ją do samochodu. Siadła na miejscu pasażera, podkuliła nogi do brody i tępo wpatrywała się w krajobraz za boczną szybą. 4 godziny później byliśmy już w Bełchatowie. Objąłem ją i weszliśmy do domu. Potem siedliśmy w salonie.
- Powiesz mi proszę, jak Ci mogę pomóc, co się stało? – zapytałem. Długo zbierała się żeby coś powiedzieć. Widać układała sobie to w głowie.
- Ziomek to mój tata. – powiedziała ledwo słyszalnie. Zdziwiło mnie to.
- Jak to? – zapytałem jednak spokojnie.
- 18 lat temu, na imprezie w jednym z klubów spotkał moją mamę, mama zdradziła tatę z nim i oni mnie oszukiwali, przez cale życie byłam – w tym momencie zaczęła mocno płakać. Przytuliłem ją.
- To na pewno było robione dla Twojego dobra..
- Przestań, nie mów tak. – powiedziała stanowczo. Westchnąłem i ją przytuliłem.
- Chcesz herbatki?
- Poproszę. – powiedziała.

PESPEKTYWA ZIOMKA.

Gdy tylko z Sali operacyjnej wyszedł lekarz, wstałem natychmiastowo i podszedłem do niego.
- I jak? – zapytałem szybko.
- Tak jak powiedziałem, pierwsze 3 miesiące ciąży są bardzo narażone na poronienie. Przykro mi, pani Agnieszka się za bardzo zdenerwowała, a tym bardziej w jej wieku..
- Co to oznacza?! – krzyknąłem.
- Proszę się uspokoić. Pana żonie nic nie jest, dziecka się nie udało uratować. – powiedział i odszedł. Siadłem. Nasze maleństwo… Aga się załamie przecież… Mi nie jest łatwo, a co dopiero jej..

PESPEKTYWA PAULI.

Byłam okłamywana, przez całe życie. Zapewne mama wiedziała od początku, że moim tatą nie jest Tata. Jak to brzmi.. Patologia.. Mój tata, którego tak często nienawidziłam, w którym nie miałam poparcia, który nas odrzucił, ale jednak to mój tata. Kocham go, bo pamiętam, jak nauczył mnie jeździć na rowerze, czy pływać, pamiętam jakim był wtedy człowiekiem, ciepłym, kochanym. Teraz okazuje się, że tak naprawdę moim tatą nie jest tata. Ciekawe tylko czy wiedział o tym wcześniej, czy dowiedział się wtedy, gdy nas porzucił, dla innej. Tego też będę musiała się dowiedzieć, ale to za jakiś czas, gdy ochłonę. Jest mi strasznie przykro, żyłam w kłamstwie. Całe życie przez całą rodzinę byłam oszukiwana. Mój brat.. Nawet on, którego tak bardzo kochałam i w którym to właśnie miałam poparcie, który mi pomagał.. Nawet on oszukiwał mnie przez całe życie. Nawet jeśli nie przez całe życie, to przez większość mojego życia.
- Proszę. – z rozmyśleń wyrwał mnie głos Bartka, który podał mi herbatkę.
- Włącz jakiś film, horror, thriller i coś takiego, tylko nie żadna komedia. – powiedziałam.

- Już się robi. – pocałował mnie w skroń i włączył „Ostatni dom po lewej”.
Oglądaliśmy i oglądaliśmy i już tuż przy końcówce, ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłam otworzyć. Gdy lekko uchyliłam drzwi, nagle ktoś je mocno szarpnął i otworzył na rościesz. 

wtorek, 5 sierpnia 2014

92. Muszę Ci coś powiedzieć.

- Kasiu, proszę daj mi wyjść. – powiedziałam.
- Chciałyśmy Cię przeprosić, wiemy, że też trochę przez nas masz taki humor, nie powinnyśmy tak zawalić meczu.. – zaczęła Daga, ale jej przerwałam.
- Przestańcie, tu naprawdę nie chodzi o Was, nawet nie chodzi już praktycznie o mecz. Przeszło mi, nie zawsze się wygrywa prawda? – uśmiechnęłam się a one mi przytaknęły. – Więc nie martwcie się, wiecie, że mi humor nie przeszkadza na boisku, będę dawać z siebie wszystko i prowadzić nas do brązu, jak na kapitana przystało.
- To o co chodzi, jeżeli nie o mecz? – zapytały.
- Życie mi się trochę pokomplikowało. – westchnęłam. – Nie ważne, nie będę Was zadręczać moimi problemami. Idę do Bartka. – uśmiechnęłam się lekko i wyszłam.
Obiecałam, żę dam z siebie wszystko na boisko i poprowadzę nas do brązu. Tak też się stało. Dziewczyny były mega szczęśliwe, no ja oczywiście też, ale wiadomo, że wygrana w półfinale cieszyła by bardziej, nawet wtedy gdybyśmy przegrały w finale. Przecież lepsze srebro niż brąz, nie? Ale nie będę wybrzydzać. O pierwsze miejsce mecz był o 13. Wygrała reprezentacja USA. Właśnie zostałyśmy udekorowane medalami. Czekać tylko jeszcze na statuetki. Ale po co to komu, to nie wiem.. No mało ważne.
- Najlepszą blokującą tego turnieju zostaje zawodniczka z numerem 15, Vanessa Anderson! – Wiadomo, że spiker mówił po angielsku. No i takim cudem, statuetka najlepszej blokującej powędrowała w ręce zawodniczki z reprezentacji USA. Chyba jest to nawet siostra Matta, bo bardzo podobni. No nie ważne.
- Najlepszą rozgrywającą zostaje – w tym momencie nasze dziewczyny się na mnie spojrzały. Pokręciłam głową, że na pewno to nie będę ja. - zawodniczka grająca z numerem 13, Anna Blagojević. – Serbska rozgrywająca, trzeba przyznać dobra. Pokierowałam w stronę dziewczyn spojrzenie typu „A nie mówiłam”. Zawodniczka odebrała nagrodę.
- Najlepszą zagrywającą zostaje Adiel Popow, zawodniczka grająca z numerem 1. – Ojć Asy waliła niezłe! Adiel wyszła na środek i odebrała statuetkę.
- Najlepszą atakującą zostaje, zawodniczka z Polski, Katarzyna Michalska! – Tym oto zdaniem, zaczęły się oklaski i gratulacje dla Kasi. Oj mocne ataki miała, nawet Bartek ją pochwalił w wywiadzie. Gdy odebrała nagrodę, przeszła przed nami przybijając nam piątki.
- Najlepszą przyjmującą zostaje… Alina Caruso! Reprezentanta Włoch! – Po dostaniu statuetki weszła na swoje miejsce.
- I teraz najważniejsza nagroda. Najlepszą Zawodniczką turnieju zostaje…. - Chwila ciszy, poczułam wzrok wszystkich dziewczyn, nie tylko z Polski na sobie. Przeszedł mnie jakiś dziwny dreszcz. – ZOSTAJE ZAWODNICZKA GRAJĄCA Z NUMEREM 9, PAULINA WIŚNIEWSKA! – wydarł się spiker. Co ja mogłam? Jak to Paulina, mogłam się tylko wzruszyć i popłakać.
 Wszystkie dziewczyny stały i klaskały, ja wyszłam na środek.
- Nadzieja żeńskiej siatkówki. – stwierdził organizator turnieju i wręczył mi statuetkę oraz jakąś siatkę. – Gratulację grania na tak wysokim poziomie.
- Dziękuję bardzo. – powiedziałam. Stanęłam do zdjęcia, które sobie z nim zrobiłam i podeszłam do dziewczyn. Szłam wzdłuż i przybijałam z nimi piątki. Nie byłyby jednak sobą, gdyby nie zaczęły targać moich włosów. Na końcu stał trener. Przybiłam z nim piątkę dwoma rękoma, a on mnie przytulił.
- Dziękuję. – powiedziałam.
- Mi dziękujesz? – zapytał.
- Trener mnie bardzo dużo nauczył. – powiedziałam. Uśmiechnął się.
- Zacznij wierzyć w siebie.
- Chyba muszę. – zaśmiałam się. Stanęliśmy jeszcze do zdjęć, a potem zaczęłyśmy rozchodzić się do szatni. W przejściu stał Bartek. Uśmiechnęłam się do niego i go przytuliłam.
- Byłaś genialna. – Pocałował mnie.
- Wiem. – wyszczerzyłam się.
- Ktoś tu zaczyna wierzyć w siebie. – poruszał brwiami.
- Kto? – rozejrzałam się dookoła. Zaśmialiśmy się. – Kiedyś trzeba. Idę się umyć i przebrać. – powiedziałam i tak zrobiłam. W szatni dziewczyny zapytały co dostałam. Spojrzałam na nie zdziwione.
- Reklamówka, idiotko. – zaśmiała się Kasia, a ja walnęłam się otwartą ręką w czoło. Zajrzałam do niej i wyjęłam Iphona 5.
- Uhuhu, a miałam go kupować. – poruszałam brwiami.
- Odziedziczam Twój! – krzyknęła Kasia.
- Jasna spraw mój rudzielcu. – pocałowałam ją w policzek. Wspominałam, że jest ruda?

Dwa dni później.
- Nie chcę jechać na żadne wakacje. – jęknęłam, ale Bartek nie dawał za wygraną.
- 7 dni w Hiszpani, raj po prostu! No proszę!
- Przecież do samej Hiszpani będziemy jechać z 2 dni! Lecieć mogę, jechać nie jadę.
- Nie lecimy, nie ma takiej mowy!
- To nie jedziemy nigdzie, siedzimy na dupie w Sosnowcu i Bełchatowie. – fuknęłam.
- No Paula..
- Nie! Nie jadę nigdzie! Lecieć mogę, ale nie jadę! 48h w aucie, jeszcze czego!
- Ale ja się boję latać. – zrobił tak smutną minę, że wybuchłam śmiechem. – Tak jasne śmiej się ze mnie.
- Bartek ja..
- Tak wiem, bawi Cię to, że mam 22 lata i boję się latać. – mówiąc to zbierał swoje rzeczy.
- Nie Bartek, mnie
- Daruj sobie. – przerwał mi wkurzony i chciał wyjść.
- Mnie rozbawiła Twoja mina. Bartek rozumiem, że się boisz, nie będę naciskać, żebyś leciał, ale nie naciskaj, żebym spędziła w taki upał 48h w samochodzie. – westchnęłam. – Zostań, chodź tu do mnie. – powiedziałam. Uległ i położył się koło mnie, wtulając w siebie. Pół godziny później, poszłam na dół zrobić kakao. Akurat ciocia z wujem rozmawiali, nie chciałam im przeszkadzać, więc cicho weszłam do kuchni. Byli tak pogrążeni w rozmowie, że nie usłyszeli, jak wlałam mleko do garnka i nastawiłam na gazie. Czekałam, aż się ugotuje, no i co nieco słyszałam.
- Muszę Ci coś powiedzieć. – rzekł po chwili Ziomek.
- Słucham Cię.
- Tylko, obiecaj, że mnie wysłuchasz do końca.
- Tylko mi nie mów, że mnie zdradziłeś. – powiedziała przestraszona Aga.
- Nie, to nie to. – powiedział. – Obiecaj, że wysłuchasz mnie do końca. – W tym momencie wzięłam do ręki garnek i zaczęłam wlewać do kubków.
- Dobrze, obiecuję.
- Paulina to moja córka. – w tym momencie wypuściłam z ręki naczynie, rozlewając przy tym mleko na podłodze. Od razu przy mnie byli ciocia i.. Ziomek.
------------------
Trochę, bardzo krótszy niż poprzedni, albo to poprzedni był dłuższy od innych :D

niedziela, 3 sierpnia 2014

91. Nie płacz.

Spojrzałam na lecącą piłkę. Trafiła w taśmę i się zawinęła. Przeszła a drugą stronę.. Ale w aut. Rywalki zaczęły się cieszyć, dziewczyny z mojej drużyny opuściły ręce. Zawiodłam je. Zawiodłam je, trenera i przedewszystkim siebie. Podziękowałam za grę, kilka dziewczyn przeszło pod siatką i mnie przytuliło. Poszłam podpisać protokół.  Płakałam. Tak po prostu. Zawaliłam po całej lini. Gdy dziewczyny zaczęły się rozciągać, ja wkurwiona na siebie wcześniej rzucając bluzą ległam na podłogę płacząc. Zaraz obok mnie były dziewczyny.
- Nie płacz. – powiedziała Kasia.
- Zawaliłam, może, gdybym nie ja jeszcze byśmy wygrały. – mówiłam przejęta.
- Gdyba nie Ty to byśmy przegrały przy stanie 15:9.
- Nie prawda! – fuknęłam i wstałam kierując się do szatni. Tam stał Bartek. Chciał mnie przytulić, ale ja go szybko odepchnęłam. Zostawiłam go takiego zdezorientowanego. Nie nawidzę, gdy po przegranej mnie ktoś przytula i pociesza. To jest najgorsze co mogłoby być po porażce. Wiem co zawaliłam, wiem, że ja zawaliłam, a jak ktoś będzie mówić, że było dobrze, to prędzej mu obiję mordę, niż się uśmiechnę i podziękuję za słowa otuchy. Nie ze mną takie numery. Ktoś powie, że grałam zajebiście i jestem już szczęśliwa. O nie! Umiem ocenić swoją grę, nie potrzebuję kłamstw na pocieszenie.

**PERSPEKTYWA BARTKA**
Stałem zdezorientowany. Myślałem, że się ucieszy, że przyjechałem. Trener dał mi teraz wolne na mecze w Brazylii i Włoszech. Potem mam się zjawić na Katowicki Spodek i ponowne starcie z Włochami. Ale to za dwa tygodnie. Postanowiłem przyjechać tutaj. Ziomek też dostał wolne, ale pojechał od razu do Agi. Chcą pobyć razem przez te dwa tygodnie, mówił nawet coś o wakacjach.. Grała dzisiaj genialnie i wprost ciągnęła całą grą Polek. Dodawała im otuchy, mobilizowała.. A te zagrywki to było mistrzostwo świata. Stałem i rozmyślałem, aż nagle ktoś mnie zaczepił.
- Przepraszam, czy mógłby pan udzielić małego wywiadu? – zapytała jakaś kobieta w mniej więcej moim wieku.
- Jasne. – uśmiechnąłem się.
- Chciałam złapać Polską rozgrywającą, ale mi uciekła. Chodźmy siądziemy. – powiedziała i skierowała się na trybuny. Po chwili zaczęła wywiad.
- Jak się pan tu znalazł? – zapytała.
- Gra tu moja przyjaciółka. – uśmiechnąłem się. – Rozgrywająca. Paulina Wiśniewska.
- Jak się panu podobał mecz?
- Był bardzo wyrównany, niestety nie daliśmy rady reprezentacji USA, ale szczerze mówiąć, byliśmy bardzo blisko tego. W piątym secie jednak coś się posypało. Widać było, może trochę zmęczenie, może trochę bezsilność. Praktycznie nic się nie udawało. Nie wychodziło przyjęcie, nie wychodził atak. Ratowaliśmy się jedynie blokiem.
- Ale musi pan przyznać, że rozgrywająca naszej drużyny radziła sobie znakomicie. Nie dość, że mobilizowała koleżanki, to jeszcze pomagała przyjąć, nawet atakowała. Pozatym świetnie zagrywała.
- Tak, ja to potwierdzam. Jej będzie gorzej przyjąć to do wiadomości. Jeszcze z nią nie rozmawiałem, ale domyślam się, że wini się za tą zepsutą zagrywkę przy stanie 14:13 dla przeciwniczek. Ale takie rzeczy się zdarzają. Ciągnęła grę, weszła na zagrywkę przy stanie podajrze 14:6 dla rywalek i zagrała 3 asy, 3 punkty zdobyła bezpośrednio z zagrywki, a raz wybroniła atak jedej z najbardziej punktujących zawodniczek USA, później atakując z pajpa. Gdybym miał wybierać Mvp dzisiejszego spotkania, dałbym go jej. Jednak nie ze względu na to, że jest moją przyjaciółką. Zagrała dzisiaj genialne spotkanie. Ja jestem wobec niej szczery więc, gdyby zagrała beznadziejnie, po prostu bym się tak na ten temat nie wypowiadał.
- Przyznam panu rację. Zagrała genialne spotkanie, statuetkę MVP dzisiejszego meczu miałaby jak w banku. Co pan powie jednak o innych zawodniczkach Polskiej reprezentacji?
- Jedna z nich grająca z numerem 6. Spisywała się bardzo dobrze i w przyjęciu i w ataku. Tak szybko licząc, moją matematyką to miała z 70% w ataku i z 60 w przyjęciu. Niestety przeciwniczki wyczuły, że jest ona podporą w przyjęciu i przyjmowała może z 15 razy w całym 5-cio setowym meczu. Nasza rozgrywająca jednak, bardzo dobrze, że zauważyła jej dobrą dyspozycję dnia i często nią grała, lecz nie zapominając o innych. Zagrała bardzo mądrze. Można pochwalić jeszcze środkowe, obydwie, bo genialnie czytały grę rozgrywającej USA. Szczelnie dołączały do bloku, mocno zamykając kierunek. I dobrze. Bardzo świetnie sobie radziły. W sumie każdą można pochalić, ale te które wymieniłem, spisywały się najlepiej.
- Zdecydowanie. Dziękuję panu bardzo za udzielenie wywiadu. – powiedziała i wyłaczyła dyktafon.
- Nie ma za co. – uśmiechnąłem się promiennie. – Lecę szukać tej złośnicy.
- Czy mogłabym z nią przeprowadzić wywiad? – zapytała.
- Jasne, jeżeli tylko się zgodzi. Chodźmy, poczekamy przed szatnią. – Tak jak powiedziałem, tak zrobiliśmy. Gdy tylko wyszła, uśmiechnąłem się do niej.
- Może teraz się przywitasz? – zapytałem.
- Fajnie, że jesteś. – powiedziała i pocałowała mnie w policzek. – Przepraszam, że Cię odepchnęłam. Wiesz, jaka jestem.
- Nie ma za co. – Puściłem jej oczko. – Pani chciała przeprowadzić z Tobą wywiad.
- Jasne. – westchnęła. – Ty pewnie mnie już wychwaliłeś?
- Powiedziałem prawdę.
- Nie pierdol głupot. – powiedziała. – Zaczynamy? – zapytałam pani.
- Tak jasne. – odpowiedziała. Poszliśmy na salę, siedliśmy na trybunach.
- Zacznę od pytania, czy ciężko grało się z reprezentantkami USA?
- Czy ciężko, to nie wiem. Na samym początku, być może tak było. Potem, przyzwyczaiłyśmy się do nich. Miały dużo zawodniczek leworęcznych, które sprytnie nas ogrywały. Wystarczyło jednak tylko się bardziej skupić i już się miało nad nimi przewagę. Niestety w dwóch pierwszych setach się to nie udało. Piąty też miał wiele do życzenia.
- Jest pani bardzo krytyczna wobec siebie i swojej drużyny, jednak musi pani stwierdzić, że było to dobre spotkanie z pani strony.
- Przepraszam, ale się z panią nie zgodzę. Miałam wielką szansę, byśmy wygrały ten mecz, gdybym przebiła tą nieszczęsną zagrywkę przy stanie 14:13 dla rywalek. Jednak zawaliłam. Jestem na siebie bardzo zła, bo wiem, że potrafię więcej.
- Więcej? – zapytała. – W dzisiejszym meczu była pani podporą naszej drużyny. Czego chcieć więcej? To, że jedna zagrywka się nie udała, to przecież nie oznacza, że przez panią przegraliśmy mecz.
- Ja mam inne zdanie na ten temat. Moim zdaniem, gdybym się skupiła, gdybym może ciut wcześniej złapała piłkę na bardziej wyprostowanej ręce, to przeszła by ona bez problemu. Wyrównałabym chociaż do stanu po 14, a wtedy mogłoby dziać się dalej, to co chciało. Jestem przekonana, że wtedy nawet grając bezpieczną zagrywkę, zamiast ryzykować, zdobyłybyśmy punkt, blokiem, który dzisiaj był genialny.
- Jest pani naprawdę strasznie samokrytyczna. Nikt kto oglądał ten mecz, nie przyzna pani racji. Wchodziła pani do przyjęcia w 4, wtedy kiedy nie wychodziła, przyjmowała w punkt, do środkowej. Atakowała pani, choć jest pani rozgrywającą. Samo rozegranie było świetne, trzeba naprawdę przyznać, że już gra pani na światowym poziomie.
- Nie przesadzajmy. Gram normalnie. Po prostu. Żadnej wspaniałości w tym nie ma, ale pracuję nad tym, żeby było lepiej.
- No i co ja mam powiedzieć? Tylko tylę, że dziękuję pani bardzo za ten wywiad. Życzę też więcej wiary w swoją grę, która była naprawdę świetna.
- Nie ma za co dziękować – uśmiechnęła się. – Wtedy kiedy zagram na takim poziomie, jaki uważam, że potrafię grać, to będę bardziej wierzyć w to, co mówią inni. Teraz wiem, że muszę jeszcze dużo dopracować. – powiedziała a dziennikarka wyłączyła magnetofon.
- Jest pani naprawdę samokrytyczna i to strasznie! Pan Bartosz Kurek mówił serio.
- Nie jestem samokrytyczna, stwierdzam poporstu fakty. – rzekła.
- Nie pierdol głupot już dobrze? – wtrąciłem się. – Wiesz, że był to genialny mecz, w Twoim wykonaniu, każdy to wie, ale nie, Ty sobie musisz ubzdurać, że byłaś do dupy i w ogóle nie powinnać nigdzie dostawać powoływania. – zdenerwowałem się. Jak można, aż tak w siebie nie wierzyć i aż tak na siebie samą najeżdżać.
- Kurwa mać, ja mówię, to co wiem.
- To ja może państwa zostawię samych.. – powiedziała dziennikarka i odeszła.
- Nie mówisz tego co wiesz, mówisz to, co sobie ubzdurałaś. – powiedziałem nadal zdenerwowany. Wstała.
- Tak, bo pan Bartosz Kurek pozjadał wszystkie rozumy i wie lepiej. – fuknęła i zeszła z trybun.
- Kurwa tak, wiem lepiej. Widziałem jak grałaś, widziałem też Piotra Makowskiego, który siedział i co chwilę kiwał głową z uznaniem. Proszę Cię tylko, żebyś otworzyła oczy i zobaczyła, że grasz świetnie!
- Mam otwarte oczy, jasne? – krzyknęła. – I kurwa to, że może Ty wielbisz siebie i uważasz, że jesteś genialny, nawet po tym jak zepsujesz dużo akcji, a Twoja skuteczność będzie miej więcej na poziomie 50% to twoja sprawa. Ja wiem co muszę poprawić i przez to będę jeszcze lepsza. – krzyknęła.
- Chyba nie mówisz serio, że uważasz mnie za zadufanego w siebie chłopca który myśli, że jest genialny? – krzyknąłem.
- A tak nie jest? – zapytała drwiącym głosem.
- Nie kurwa nie jest.
- Otwórz oczy. – krzyknęła na mnie. Tak kłóciliśmy się na hali. Dobrze, że chociaż nikogo już nie było, bo wszyscy oprócz ochroniarza się zmyli.
- Jak widzisz to kurwa mam otwarte!
- Jesteś popierdolony! – krzyknęła. Nie miałem już siły się z nią kłócić. Po prostu wbiłem się w jej usta. Przyciągając do siebie rękoma i trzymając z całych sił. Chwilę się opierała, ale po chwili uległa i oddała pocałunek. Stanęła na palcach, zaplątając ręce wokół mojej szyi.
**PERSPEKTYWA PAULINY**
No dobra uległam. Działam mi na nerwy, ale go po prostu nadal kocham. Przekonałam się o tym w Spale. Oderwaliśmy się od siebie. Spojrzał mi w oczy, a ja jemu.
- Kocham Cię. – powiedziałam.
- Brakowało mi Cię bardzo, ja Ciebie też bardzo kocham. – odpowiedział i dał mi całusa w czoło.
- Ale jak jeszcze raz powiesz, że dzisiaj grałam genialnie i inne takie to dostanie w ten swój śliczny ryj. – fuknęłam.
- Też Cię kocham. – złapał mnie za rękę i wyszliśmy z Sali. Czekali na mnie wszyscy w autokarze i się niecierpliwili. A to dziwne, przecież siedziałam na hali tylko jakieś pół godziny. Dałam Bartowi buziaka, powiedział, że będzie jutro na moim meczu. Gdy miałam wejść do autokatu, wysiadł z niego Piotr Makowski. Czyli Bartek mówił prawdę, że był..
- Gratulację Paulina, to był jeden z Twoich najlepszych meczów. – powiedział
- To na innych, aż tak beznadziejnie gram? –westchnęłam zrezygnowana.
- Wiem, że masz niską samoocenę i jesteś bardzo krytyczna wobec siebie, ale ja jako trener seniorskiej kadry, widziałem i wiem, że grasz genialnie, a ten mecz był mistrzostwem świata. Jedna zagrywka to nie żadna tragedia. – puścił mi oczko. – Dobranoc! – powiedział i odszedł.
- Dobranoc. – powiedziałam i weszłam do autokaru. – bardzo, bardzo, bardzo przepraszam za spóźnienie, zatrzymała mnie jakaś dziennikarka…
- Nie ma za co, siadaj. – przerwał mi trener. Posłusznie siadłam. Gdy byłyśmy już w pokojach naszykowane do spania, wszedł trener zarządzając spotkanie w Sali konferencyjnej. Pewnie analizowanie meczu – pomyślałam. Nie pomyliłam się.
- Musimy zacząć od tego, żebyś przestała się obwiniać za tą zepsutą zagrywkę. – powiedział trener. – Widzę, że to Cię gryzie, ale powiedziałem, że biorę na siebie odpowiedzialność. – powiedział.
- Wiem, ale ja potrafię zagrywać z wyskoku, a teraz musiałam zawalić. Przepraszam Was wszystkich. Wiem, że mieliście nadzieję, że wygramy, że mieliście co do mnie większe oczekiwania
- Przestań! – przerwała mi Kasia.
- Zrobiłaś z nas najwięcej, żeby przyczynić się do wyrównania tego meczu. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Gdybyśmy wcześniej zagrały lepiej i nei dopuściły do ich meczowej, to byśmy to wygrały. – powiedziała Andżela.
- Paulina i jeżeli jeszcze raz tak powiesz, to przestaniesz być naszym kapitanem. – powiedział trener. – To zawsze Ty byłaś tą nieugiętą, widzącą swoją wartość zawodniczką. Co się stało? – zapytał.
- Nie ważne. – weschnęłam. Przecież nie powiem mu, że straciłam poczucie własnej wartości, wtedy, gdy chłopak oczarował się inną, przyjaciółka okłamywała mnie i udawała, że mnie kocha i była po prostu fałszywa, chciała tylko odemnie wyczerpać to, co najlepsze, a potem prędzej czy później wbiłaby mi nóż w plecy, tak jak zrobiła mi to teraz, tą całą sytuacją. Nie powiem mu, że moja mama będzie teraz mieć dla mnie tak samo mało czasu jak mój tata, bo znalazła sobie nowego faceta.
- Słuchamy. – powiedział trener.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać, przepraszam. – powiedziałam i wstałam, kierując się do wyjścia. Nagle ktoś mnie złapał za nadgarstek.
- Nie chcesz, nie będziemy o tym rozmawiać. Przeanalizujemy mecz. Usiądź. – jak powiedział, tak zrobiłam. Niby słuchałam o tym, co trzeba poprawić, jak trzeba zagrać, jak ustawić się do przyjęcia, ale jednak teraz przypomniały mi się te wszystkie przykre sytuacje, które mnie po prostu zdołowały. Było tak dobrze i nagle wszystko zawaliło się na moją głowę.
- Paulina?! – zaczął mi trener machać ręką przed twarzą. Ocknęłam się.
- Przepraszam, byłam myślami gdzie indziej.
- Zauważyliśmy. Nie ważne. Mam tylko jedną uwagę. Gdy masz piłkę sytuacyjną, to graj pajpa, nie pierwszą strefą, bo z takich sobie nie radzą nasze atakujące. Dobrze?
- Jasna sprawa. – powiedziałam.
- Na dzisiaj to tyle, jeszcze rano taktyka przedmeczowa. Dziewczyny do dzieła, złota nie ma, powalczmy o brąz! – krzyknął trener. Nastąpił czas na okrzyk. Trener na mnie spojrzał.
- POL! – krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam.
- SKA! – odkrzyknęły mi.
Następnego dnia, od rana chodziłam http://www.faslook.pl/collection/szare-6/ zamulona. Ciągle myślałam o mojej przyjaciółce. Wspominałam, jak to zawsze mówiła, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami na zawsze i że to się nie zmieni nigdy. Przysięgałam jej, że tak będie, gdy wyjeżdżałam.

- Zunia kocham Cię wiesz? – powiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach.
- Ja Ciebie też wiesz? – zapytała i obie się zaśmiałyśmy po czym rzuciłyśmy w ramiona. Stałyśmy przez chwilę tak kiedy powiedziałam:
- Pamiętasz, że zawsze jestem u cb na pierwszym miejscu, a Ty u mnie? – zapytałam
- No jasne
- No to jak moi rodzice będą do mnie przyjeżdżać to masz z nimi przyjeżdżać, jak będziesz miała za dużo nauki to weź książkę to pouczymy się razem.
- Z Tobą nauka? – Zaśmiała się
- Oj wolę jak siedzisz przy mnie i się uczysz niż jak Cię nie widzę – powiedział i po moim policzku poleciała pierwsza łza.

I na co to wszystko? Na co te głupie słowa, że mnie kocha? Po co udawała moją przyjaciółkę? Szłam na sniadanie i po moich policzkach ciekły łzy.  Gdy wchodziłam na stołówkę, otwarłam je i lekko się uśmiechnęłam, żeby nie było. Wyłączyłam też muzykę i zdjęłam słuchawki http://www.skapiec.pl/site/cat/49/comp/2243429 z uszu na szyję. Po tym jak nałożyłam sobie śniadanie, siadłam przy stoliku razem z Kaśką. Dołączyła do nas Andżelika z Dagmarą. Nagle poczułam wibracje w telefonie, więc wyjęłam go z kieszeni i zobaczyłam na ekran. Sms o Bartka.
Jak przyjadę na Wasz trening, to mnie wpuszczą?
Odpisałam.
Ciebie zawsze wpuszczają, po co się pytasz J
-
Ale masz fajną obudowę! http://gsmok.pl/28637_etui_back_case_maLpka_iphone_4_4s_niebieski.html  – powiedziała wesoło Daga.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się i zaczęłam spożywać posiłek. Znów poczułam wibracje.
Przestań się dołować i myśleć o tamtej sytuacji. Będę za pół godziny. Dozobaczenia :*
Nic nie odpisałam, bo co miałam napisać? „Masz rację, nie ma po co się dołować, już przestaję o tym myśleć”? Niestety tak nie umiałam. A kłamstwo, że o tym nie myślę, by mnie przeszło. Za dobrze mnie zna. Po śniadaniu poszłyśmy na rozgrych na Sali. Nie był to jakiś wyczerpujący trening, bo kto taki robi przed meczem. Trener włączył trochę do niego przyjęcia, zagrywki i rozegrania. Ataku jednak nie trenowały, a zagrywka tylko stacjonarna. Jedynie na przyjęciu musiały charować. Na treningu już był Bartek i tak jak powiedziałam, jego chody załatwiły wszystko. Siedział sobie na lajcie na trybunach, pewnie nawet nie musiał prosić o wpuszczenie, choć na kadrze nie mogą nas odwiedzać bliscy. Ale wiadomo, siatkarzyna za dyche. Żartuję. No trzeba mu przyznać, że dobry jest. Nie ważne. Jak wychodziłam z Sali, zgarnęłam telefon ze stolika (wszystkie dziewczyny tu go kładą, z racji tego, że w tamtym roku jednej z nas, ktoś zajebał Iphona), który akurat dzwonił. Odebrałam, gdy zauważyłam Igłę na wyświetlaczu.
- Hej Wujek. – uśmiechnęłam się do telefonu.
- Hej Paula. – zaśmiał się. – Jak tam u Ciebie? – zapytał – Oglądałem powtórkę waszego wczorajszego meczu, bo leciał w Internetach. Zajebiście grałaś, gratulację.
- Kolejny mnie zaczyna wkurwiać. – fuknęłam.
- Ta, wywiady też czytałem. Nie bądź taka samokrytyczna.
- Przecież nie jestem, po prostu mam otwarte oczy na rzeczywistość.
- Mniejsza. – westchnął. – Trzymasz się?
- Jeszcze żyje, a to chyba dobrze.
- A coś się jeszcze stało, oprócz tego meczu? Bartek mówi, że jesteś w strasznym stanie.
- Wygadała się księżniczka? No tak, bo języka za zębami nie raczył trzymać. Ale dobra, niech stracę. Zuzia była moją przyjaciółką tylko z pozoru. Nienawidziła mnie, bo mi się udawało, a jej nie. Bo ja miałam powołania, a ona nie. Udawała, żebym ją z Wami zapoznała, albo załatwiła jakieś miejsce w dobrym klubie.
- Co? – zdziwił się. – Jejku Paula.. Tak mi przykro..
- Nie musisz się nademną użalać.
- Wiem, jak to jest stracić przyjaciela. – westchnął.
- Wiem, że wiesz. Spoko nie jest ze mną jeszcze najgorzej, jakoś się trzymam, może mi przejdzie. – powiedziałam.
- Przyjechać? – zapytał.
- Przecież jesteś w Brazyli, jełopie. – zaśmiałam się.
- Trudno, mówisz masz. Jedno słowo i jestem.
- Nie trzeba, naprawdę. Dziękuję Ci za to, że potrafisz mi trochę poprawić humor. Wygadałam się, a nie płaczę, czyli jest lepiej.
- Dzwoń jak coś.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się do siebie. – Dziękuję, kończę papa
- Papa, powodzenia.
- Nawzajem. – uśmiechnęłam sięi rozłączyłam. Grają dzisiaj o 20 mecz z Brazylią w trochę okrojonym składzie, gdyż nie ma większości liderów. Ale przecież reprezentacja to reprezentacja, jest dużo siatkarzy, jeżeli Antiga wybrał tych, to znaczy, że nawet rezerwowi dadzą sobie radę z tą drużyną. Bo wszyscy u nas w kadrze są na tym samym poziomie. Szłam do szatni, a przed nią czekał już na mnie Bartek.
- Hej skarbie. – powiedział.
- Hej – uśmiechnęłam się i wystawiłam policzek, na którym zaraz były jego usta.
- Jak się trzymasz? – zapytał.

- Chyba jest lepiej. – powiedziałam. – Idę się przebrać. – powiedziałam.
- Zaczekam. – powiedział. Kiwnęłam głową i weszłam do szatni. Przebrałam się szybko, bo jak długo można zakładać dres i koszulkę? Spakowałam rzeczy do torby i udałam się do wyjścia. Nagle drzwi zagradziła mi Kaśka.
-----------
Wstawiam, ale nie sprawdzałam, przepraszam za jakiekolwiek błędy! :) 

sobota, 2 sierpnia 2014

90. Straciłam przyjaciółkę.

No i nadszedł czas, kiedy chciałam jej wszystko powiedzieć. Było to już w domu. Gdy weszliśmy, siadłam w salonie i poczekałam, aż zrobi nam kakao. Siadła obok mnie po jakimś czasie.
- Słucham Cię. – powiedziała podając mi kakao. Upiłam z niego trochę zawartości.
- Straciłam przyjaciółkę. – po moim policzku poleciała łza. Spojrzałam na nią. Przytuliła mnie. Czekała na szczegóły ale nie nalegała. Bardzo ją kocham. – Zazdrościła mi od września i mnie znienawidziła. Nie okazywała tego, bo myślała, że zapoznam ją z siatkarzami, albo załatwię m iejsce w jakimś dobrym klubie, ewentualnie kadrze Polski. Pisała to wszystko w pamiętniku. Dawid, mój brat, znalazł go i mi powiedział, przy okazji dając go.
- Ojejku, tak mi przykro. – powiedziała. – Masz setki prawdziwych przyjaciół, nie załamuj się.
- Dziękuję Ciociu. – powiedziałam.
- Przecież nie masz za co. – uśmiechnęła się.
- Wiesz, że mam. – kiwnęłam głową.
- A co do mamy, to nie przejmuj się. Przecież ona też ma prawo być szczęśliwa.

Tydzień później jechałam do Wrocławia, bo tam miał odbyć się cztero dniowy turniej Mistrzostw Świata reprezentacji Kadetek. Kwalifikacje były już wcześniej, my jako gospodarz łapiemy się już do ćwierćfinałów. Serbia, USA, Włochy, Polska, Holandia i Czechy. Już jutro gramy w grupie A z Serbią i Holandią. Jeden mecz rano, drugi wieczorem. Wiadomo, że Kadetki to nie to co dorosła siatkówka i czasem nawet gra się po 3 mecze dziennie. Na miejscu byłyśmy o 12. Obiad a potem trening. Potem kolacja no i na basen, a wiadomo po basenie, poszłyśmy coś zjeść. Następnego dnia o 10 miał być mecz. Chodziłyśmy zmobilizowane. Byłam w wyjściowej szóstce. Po rozgrzewce, podeszłam na losowanie.
- Orzeł czy reszka? – zapytał sędzia. Oczywiście po angielsku
- Orzełek. – stwierdziłam. Zawsze go wybierałam. Podrzucił, pieniążek upadł na ziemię. Orzeł. – Piłka. – powiedziałam.
- Ta strona. – powiedziała i wskazała na bosiko gdzie rozgrzewała się nasza reprezentacja. Po zamienieniu stronami weszłyśmy na boisko. Sprawdzenie ustawienia i jazda. Wygrałyśmy gładko 3:0. Cieszyłam się tym, choć może tak tego ni okazywałam, bo ciągle bolała mnie sprawa z Zuzią, no i z mamą też. Drugi mecz wygrałyśmy po tie breaku, czyli wychodzimy z pierwszego miejsca. Trafiłyśmy na USA. Następnego dnia, mecz był o godzinie 16. O 13 grały pierwszy półfinałowy. Skupione weszłyśmy na boisko. Gdy szłam na zagrywkę, zobaczyłam na trybunach Bartka. Rozmawiałam z nim wczoraj, ale nic nie mówił, że przyjedzie. Uśmiechnęłam się lekko do niego. Zaczął się mecz. Nie był on jednak udany z naszej strony. Doprowadziłyśmy jednak do tie breaka. Niestety, w tym secie, po prostu nic nie szło, ani zagrywka, ani przyjęcie, ani atak. Nic. Jedynie trochę nas blok ratował. Przy stanie 14:6 dla rywalek, weszłam na zagrywkę, w duchu modliłam się, żeby tego nie spierodlić. Nie nawaidzę takich sytuacji, gdy przy meczowej dla przeciwników, muszę wejść na zagrywkę. Pierwszą zagrywkę pokierowałam w sam prawy róg boiska. As. Dobra, tej nie spieszyłam, teraz kolejna. Drugą zagrywkę Libero źle przyjęła i poleciała ona w trybuny. Spojrzałam na wynik. 14:8 dla nich. Jeszcze tylko minimum 6 piłek. Dasz radę! Poszłam na zagrywkę. Skróciłam. Przyjmująca nie zdołała jej podbić. Zebrałyśmy się na środku jak po każdej akcji. – Ciągniesz! Paulina dawaj! – powiedziała Kaśka.
14:9 dla nich i kolejna moja zagrywka, tym razem w samą boczną linię. Dobra już jest 14:10. Jeszcze tylko trochę. Podrzuciłam piłkę i zaserwowałam. Piłka siadła na taśmie. Kurwa – pomyślałam. Jednak piłka jakimś cudem zawinęła się po niej i wpadła na drugą stronę boiska. Dziewczyny były już mega nakręcone. Ja ciągle trzymałam spokój. 14:11. Już coraz mniej brakuje! Zaserowałam w Libero, szlak by to trafił, co ja zrobiłam, przecież nie serwuje się centralnie w ręce Libero! Przyjęła już teraz perfekcyjnie. Rozgrywająca posłała piłkę do najbardziej punktującej w ich drużynie, która walnęła prostą, centralnie we mnie. Jakimś cudem podbiłam lekko piłkę nad ziemię, a nasza Libero podłożyła nogę. Piłka podbiła się idealnie jak by wystawiona do 1 strefy, gdzie stałam ja. Spojrzałam na linię, nie przekroczę. Chwila zawahania była, ale zrobiłam kroki do ataku i pieprznęłam na pustej siacie z całej siły. Wpadła w 4 metr. Tak! 14:12. Wzięłam głęboki oddech i pocałowałam piłkę.
- Z wyskoku. – krzyknął do mnie trener. Spojrzałam na niego zdezorientowana. – Uda Ci się, musi! – dodał. Stanęłam dalej. Zakręciłam piłkę na ręku. Podrzuciłam, wyskoczyłam i walnęłam z całej siły. Spojrzałam na drugą stronę boiska. Piłka weszła idealnie między dwie przyjmujące, które się zderzyły, a piłka powędrowała w trybuny. 14:13. – Jeszcze raz! – krzyknął trener. Stanęłam na miejscu. Spojrzałam na niego, jak gdybym się chciał upewnić.
- Biorę na siebie odpowiedzialność. – powiedział. Kiwnęłam lekko głowę. Zawahałam się, ale podrzuciłam wyżej piłkę i wyskoczyłam. Uderzyłam z całej siły.
---------------------
Przepraszam Was bardzo, naprawdę bardzo, ale nie miałam jak dodać rozdziału. Byłam na Kadrze. Obiecuję przez następny tydzień dodawać codziennie!
Do następnego i mam nadzieję że jeszcze ktoś czyta :*